Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2009

:D

Ha ha! Zgubiłam 5 kg! :D Co prawda pani sie zapomniała i wyjawiła mi moja wagę, ale co tam:D Lecę więc dalej z tym koksem :D

45

Dziś zauważyłam coś pozytywnego. Otóż, w bluzce mi szerzej jakoś i spodenki juz tak do dupki nie przylegają. Ale oczywiście przede mną dłuuuuga droga. Różnica dla postronnych osób niestety jest niezauważalna. Za to mam problemy z sukienką. Mam nadzieję że do rozwiązania. W piątek się okaże. Jutro jadę na kontrolę i ważenie. Będę musiała wprowadzić parę modyfikacji do menu, bo sa rzeczy które z trudnością mi przechodzą przez gardło, jak np sałatki. Nie mogę, no nie mogę. No i ciekawe czy rzeczywiście coś mi spadło. A teraz idę spać, bo oczywiście miałam iść już ze 45 minut temu ale jakos mi zeszło:/.

welcome welcome

Obraz
Właśnie przed chwilą skasowała mi się notka:/ Jak ja tego nienawidzę, grrr. I od razu mam ochotę pierdolnąć i nic nie pisać. No ale skoro już się wzięłam i zasiadłam (a mam pokój do posprzątania) to dokończę. No więc żyję żyję, choć znów zniknęłam. Od prawie tygodnia uskuteczniam zasady pani dietetyczki. Z wypełnianiem jadłospisu od a do z miałam małe problemy ze względu na wieczór panieński, czas spędzony w pociągu i ogólną kłopotliwość takiego przedsięwzięcia na wyjeździe. Ale starałam się. I wciąż się staram. I nie jest to MM; raczej niskokaloryczne, zbilansowane pod względem składników przeróznych, niewielkie ilościowo jedzonko. Przyznam że czasem mam opór. Np przed łaczeniem tłuszczy z węglowodanami. Oczywiście jedząc dawniej frytki czy chipsy czy pizze czy co tam jeszcze niezdrowego i tuczącego miałam to serdecznie w d00pie , ale teraz to jest DIETA i włącza mi się kontrolka, że tego nie wolno z tym połączyć, a tego nie można jeść na I fazie, a to a tamto. A na diecie musi być or

new way

Żarty się skończyły :P Ach, ileż to już razy tak pisałam. Ale tym razem to już na poważnie. Zanim więc wszyscy zabijecie mnie śmiechem;), to coś Wam powiem:D Ludzie którzy przyczynili się do mojego stworzenia, nie sa zadowoleni z tego co uczyniłam z ich dziełem. Kazali mi więc coś z tym zrobić. No i robiłam, aż narobiłam tak że teraz jestem tu gdzie jestem. Wiotka bynajmniej nie. Teraz zadecydowali że mam się oddać w ręce specjalisty, przed czym broniłam się stanowczo, jednak nie wystarczająco. No i poszłam. Porzucam więc pana Montignaca na czas jakiś. Może to i dziwne że 25. letnia baba nie umie się dostatecznie postawić rodzicom, ale jak cię takie dwa sępy osaczą i dziobią non stop przez 36 godzin to trudno nie skapitulować. Wczoraj pojechałam do jednej pani i miło sobie pogawędziłyśmy. Zważyła mnie, ale nie chciałam wiedzieć. Kiedyś mi powie. We wtorek znów do niej idę, po gotowy jadłospis na 2 tygodnie, przygotowany especially for me. Zobaczymy co będzie dalej.