Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Magiczny czas

Zbliża sie magiczny dla mnie moment, gdy zaczynam wszystko od nowa. Czuję dreszcz podniecenia na myśl o Nowym Roku, który w przeszłości był dla mnie kilka razy początkiem czegoś nowego, fajnego, czymś co kilka razy zmieniło moje życie, choć na krótko. Z początkiem roku 2015 planuję podjąć kolejne wyzwanie. A właściwie rzucić wyzwanie życiu. W pracy jest ok. Mam umowę na czas nieokreślony, pensja mogłaby być wyższa, ale są perspektywy na rozwój, perspektywy na awans, perspektywy na podwyżkę, więc póki co nie zamierzam zmieniać pracy. Teraz jeszcze chciałabym uporządkować inne sprawy, a właściwie wprowadzić nieco bałaganu w obecny porządek spraw. Chcę zrzucić wagę. Chcę wrócić do aktywności fizycznej. Chcę o siebie zadbać. No i nie chcę już spędzać Świąt samotnie.

pam param

Wczoraj chciałam napisać notkę o marszobiegach, ale nie miałam ochoty na klecenie podsumowań. Pomyślałam więc, że napiszę coś o moim nowym zrywie, pomiarach i diecie, ale jakoś mi dzień zleciał i zrobiło się zbyt późno. A dzisiaj inny temat pojawił się na tapecie i... ulało mi się. I dzisiaj w końcu pozwolę by się przelewało, aż mi ulży. Dlaczego tu? Bo w innym miejscu nie mogę. Za 3 miesiące minie 8 lat. Tak, osiem. A w ogóle minęło już 5. Gniecie mnie to od dawna. Stoi mi kością w gardle. Wisi kamieniem młyńskim u szyi. Tkwi drzazgą w oku. Wkurwia mnie to. To jedyna rzecz która mnie obecnie unieszczęśliwia, serio, unieszczęśliwia. Sprawia, że mam ochotę w coś walnąć, zgrzytam zębami i klnę. Wkurwia mnie, że mimo że G już nie ma w moim życiu od 8 lat, a w sumie to od 5, kiedy to postanowiłam go już nigdy więcej nie oglądać, nadal gdzieś się kręci dookoła jak jakiś pierdolony wolny elektron! Chcę żeby zniknął. Kiedyś miałam wszystkim za złe że nikt nie poszedł do niego i nie spuścił mu

Biegu biegu biegu bieg bieg bieg

Obraz
Czas na wpis. Nie wiem czy istniał ktoś, kto wierzył że dotrwam przynajmniej do połowy treningu biegowego. Niespodzianka! Wedle planu powinnam właśnie realizować tydzień 10, ostatni tydzień interwałów, jednak z powodu dwutygodniowej przerwy z powodu choroby, wczoraj zaczęłam 8 tydzień. Podczas tych 7 tygodni i treningów 3 razy w tygodniu odkryłam, że rzeczywiście jestem podobna do Moniki Geller ;) Gdy mam cel i plan który do tego celu prowadzi, to jestem zawzięta. Uwielbiam rywalizację - zwłaszcza z samą sobą :P Analizuję dane z Endomondo, porównuję prędkości, tempa i dystanse ;) W dodatku jestem niewolnikiem planów :P Nie robię więcej niż w planie, bo wierzę że ten kto wymyślił plan i napisał że mam zrobić 8 interwałów z 5 minutami marszu i 3 minutami biegu w pewnym momencie planu, kierował się wiedzą i doświadczeniem. No wiedział co robi po prostu. A miewałam propozycje typu: oj tam że masz maszerować godzinę, jak pójdziesz 1,5 to nic ci nie będzie. A właśnie że będzie! Nie sądziłam

Aktywny weekend

Ale pięknie było tydzień temu! Najpierw winko do późna w piątkowy wieczór. Następnego dnia śniadanie i wypad na Maltę - na bieganie (N) i marszowanie (ja) - dobrze mi się szło, czułam że pobiję jakiś mini rekordzik, a jak skończyłam to się okazało że endo się zesrało po 5 minutach. Ależ byłam wściekła!!! W domu jednak obliczyłam swoją trasę i wklepałam ręcznie, no ale to nie to samo jednak. W sobotę też, załatwiłyśmy sobie darmowe jednorazowe wejściówki do (uwaga reklama!) Pure Jatomi na następny dzień, by się posiłować. Sobotni wieczór i pół nocy spędziłyśmy na grach towarzyskich u znajomych - pękło Uno, Party Alias Wielki Zakład oraz Carcassonne  z 1,5 dodatku ;) Straaasznie ciężko było się zwlec w niedzielny "poranek" o 11, by na 13 zdążyć na siłkę, ale się udało. A tak wycisnęłyśmy z siebie kilka potów na treningu fbw, takim na rozruch: FBW na rozruch. Ćwiczenia robi się w obwodach, tzn. że robi się po jednej serii 12-15 powtórzeń każdego ćwiczenia w podanej kolejności, w

Bieganie

Obraz
Nie rozumiałam tej fali biegowej, nie brała mnie i nadal w sumie nie rozumiem. Nie lubię spacerów bo mnie nudzą, a bieg to taki szybszy spacer ;) Ale nałożyło się na siebie kilka czynników i oto mam już cały ekwipunek, nic tylko wyjść i zacząć biec: 1. Mój brat biega od jakiegoś czasu, startuje nawet w triathlonie olimpijskim tego lata. 2. Bratowa też biega. 3. Podobno bieganie jest fajne. Podczas wizyty w Decathlonie (w końcu!) kupiłam buty do biegania - najtańsze jakie rzuciły mi się w oczy i w sumie pierwsze jakie wzięłam do ręki. Ale ładne są i dobrze leżą :P A w trakcie poszukiwań ich zdjęcia w Internecie, dowiedziałam się że są niezłe dla początkujących, w swojej kategorii cenowej i dość popularne wśród biegaczy. Oto i one - Kalenji Ekiden 50.                       Do tego 2 pary spodni dresowych, 2 koszulki, w tym jedna do biegania i jestem gotowa. Jako że jestem ciężka, N poradziła mi bym nie biegła od razu tylko najpierw przyzwyczaiła stawy i całe ciało do biegu i po namyśle i

Historia o spodniach

Obraz
Muszę się przyznać że ostatnio idzie mi fatalnie. Jadam ciastka w pracy, kupiłam jakieś chipsy i orzeszki ziemne i czekoladę, zupełnie bez refleksji. I tak się zastanawiałam - dlaczego? I doszłam do wniosku że to dlatego, że coraz bliżej moich urodzin i skoro zostało tak mało czasu to za wiele nie da się ze mną zrobić, więc po co się starać?  I jak tak spojrzę wstecz, ta zasada zawsze działała w przeszłości! Zawsze gdy szło mi super, zdychało, gdy było coraz bliżej jakiegoś wyczekiwanego wydarzenia (ciekawe że najczęściej moje zrywy związane są z jakimiś wydarzeniami typu śluby itp). I na obecną chwilę brakuje mi motywacji, brakowało. Miałam dziś zrobić zakupy i przy okazji kupić sobie jakieś śmieci, na niedzielę, do filmu, serialu - reżim od jutra. Nie zrobiłam nawet listy zakupów, a na diecie bez listy się nie ruszam. Pech chciał, że po przebudzeniu wstawiłam pranie, a do pralki wrzuciłam wszystkie portki nadające się do chodzenia. I gdy byłam już prawie na wylocie, zdałam sobie spra

Ich brauche kopa w dupenzaden

Ostatnimi tygodniami idzie mi tak sobie. Choć utrzymuję wagę na tym samym poziomie, to wolałabym by jednak spadała. Wpadłam w ciąg ciastkowy w pracy (bo za darmo hłe hłe), gorzej że na fali ciągu, pierwszy raz od 3 miesięcy, kupiłam śmieci w weekend, na szczęście niewiele i wiecej tego błędu nie popełnię. Dziś mam drugi czysty dzień. Wczoraj byłam w innej robocie gdzie nie ma ciastek i dzięki temu zaliczyłam czyściocha, dziś znowu jestem otoczona ciastkami ale dzielnie się opieram. Oto wieści z placu boju (LIVE!): 12:20 Pierwsza myśl o ciastkach od rana - nie mam czasu na myślenie na szczęście, mam nowy telefonik i full roboty. 12:28 O, napiszę nocię na blogaska! 13:50 Przy nakładaniu ciastek na spotkanie nie było wyliczanki: 2 na talerzyk 1 do buzi ;) 14:14 Jestem głodna, chyba sobie odgrzeję owsiankę.

8 weeks baby! 8 weeks!

Po prawie 8 tygodniach czuję się lżej :) W ogóle to idzie mi naprawdę nieźle, obecnie nie myślę nawet o grzesznych jedzeniowych przyjemnościach ;) Nadal nie kupiłam żadnego śmiecia, a od ponad dwóch tygodni jestem spięta na maksa i nawet nie spoglądam w kierunku pracowych ciastek. W środę oblizałam łyżki jak robiłam ciasto dla gości na Tłusty Czwartek, a w Tłusty Czwartek zjadłam kawałek ciasta. Dzisiaj rano się zważyłam i na szczęście nie ma konsekwencji :) Poza tym, moim jedynym słodyczem są banany. Za każdym razem gdy ktoś częstuje mnie gorzką czekoladą a ja odmawiam, to zwraca się do mnie poufale mówiąc, „ale to gorzka jest”. Zastanawiam się, czym to jest spowodowane? Czy tym, że ktoś patrząc na mnie zakłada, że pewnie się odchudzam i dlatego odmawiam? Czy po prostu częstuje mnie gorzką, bo to mniejszy grzech? Więcej motywów nie przychodzi mi do głowy. A ja zwyczajnie nie cierpię gorzkiej i wolę nie tykać słodyczy w ogóle niżbym miała jeść gorzką, a im wyższy procent kakao tym wzra

Chyba kogoś jest mniej :)

Od ostatniej notki minęło trochę czasu i póki co udaje mi się realizować to co wtedy postanowiłam :) Od tamtej pory nie kupiłam ani jednego śmiecia, ani chipsów, ani orzeszków, ani czekolady, ani batonów, ani wafelków, ani groszków, ani ciastek, ani pączków, ani drożdżówek, ani frytek, ani gotowców, ani lodów, ani... Jeszcze trochę by się pewnie znalazło tych "ani. Kilka złych rzeczy wpadło, ale nie zapłaciłam za nie i były to naprawdę wyjątki w stylu kilka ciastek w pracy + kilka chrupek orzechowych na wizycie i koniec! Upiekłam też raz sobie chlebek bananowy, z miodem i mąką żytnią 2000. Wyszedł bardzo fajny i muszę o nim pamiętać, a także o tym żeby dać mniej miodu bo za słodki wyszedł (choć i tak dałam o połowę mniej niż w przepisie było cukru). Pomierzyłam się także i zważyłam i są już pierwsze spadki. Jeszcze tylko muszę sobie zdjęcia zrobić - do porównań. Jeśli w końcu mi się uda dotrwać do końca to będzie ładny pogląd na całość. Cieszę się :)))) I wielkie dzięki dla N. za

Live healthier!

Znowu trochę przebimbałam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie potrafię się zebrać zupełnie. Chociaż tyle dobrego że spisałam wczoraj cele na 2014 rok i jak byk stoi tam "live healthier" więc dziś rzuciłam cukier. Jak już się zmierzę z tym dziadostwem to planuję rzucić kolejne rzeczy takie jak wysokoprzetworzone żarcie, białe pieczywa (może w ogóle pszenicę?), zwykły biały ryż i inne takie. Powoli małymi krokami. Duże kroki nic mi nie dały jak dotąd. Dziś minął mi pierwszy dzień bez cukru i boli mnie głowa. Zobaczymy co będzie dalej bo już brzuch mnie zaczyna wyprzedzać. Z ruchu - na razie taniec dwa razy w tygodniu.   Poproszę o te zdjęcia porównawcze.   I na koniec piosenka, która wczoraj chwyciła mnie za serce. Tamilski kompozytor, jordańska śpiewaczka, śpiewaczka z Nepalu,  indyjski chórek, mnóstwo żywych instrumentów, które uwielbiam - to idealne składniki na świetny utwór. Podoba mi się jak każdy przeżywa tu muzykę, że jest taka różnorodna i że utwór jest tak długi. Nie