8 weeks baby! 8 weeks!

Po prawie 8 tygodniach czuję się lżej :)

W ogóle to idzie mi naprawdę nieźle, obecnie nie myślę nawet o grzesznych jedzeniowych przyjemnościach ;)

Nadal nie kupiłam żadnego śmiecia, a od ponad dwóch tygodni jestem spięta na maksa i nawet nie spoglądam w kierunku pracowych ciastek.

W środę oblizałam łyżki jak robiłam ciasto dla gości na Tłusty Czwartek, a w Tłusty Czwartek zjadłam kawałek ciasta. Dzisiaj rano się zważyłam i na szczęście nie ma konsekwencji :)

Poza tym, moim jedynym słodyczem są banany.

Za każdym razem gdy ktoś częstuje mnie gorzką czekoladą a ja odmawiam, to zwraca się do mnie poufale mówiąc, „ale to gorzka jest”. Zastanawiam się, czym to jest spowodowane? Czy tym, że ktoś patrząc na mnie zakłada, że pewnie się odchudzam i dlatego odmawiam? Czy po prostu częstuje mnie gorzką, bo to mniejszy grzech? Więcej motywów nie przychodzi mi do głowy.

A ja zwyczajnie nie cierpię gorzkiej i wolę nie tykać słodyczy w ogóle niżbym miała jeść gorzką, a im wyższy procent kakao tym wzrasta mój wstręt :P.

Szukam nowej pracy i ostatnio zostałam zaproszona na dwie rozmowy. Wpadłam w popłoch ponieważ zdałam sobie sprawę że moje ciuchy nie nadają się na rozmowę o pracę. Buty się rozlatują, formalnych ciuchów nie mam bo nie potrzebuję.

I z drżeniem serca wygrzebałam z szafy starą już koszulę, spodnie na kant i kilka żakietów, które kupiłam dobre 5 lat temu.

Spodnie mi pękły na szwie przed dwoma laty o ile pamiętam, przy próbie założenia skarpety, i od tamtej pory wisiały sobie niezauważone. Marynarki też od dawna nienoszone, nie mieściłam się już od nie wiem kiedy.

Przymierzyłam wszystko i nagle się okazało, że mieszczę się i w spodnie i w koszulę i to bez dramatu. Z marynarkami było gorzej, ale jedna w miarę wyglądała, co prawda sztruksowa, ale lepsze to niż nic. Musiałam tylko polecieć do zakładu krawieckiego, by mi portki zszyli. Całe 2 złote mnie to kosztowało i było warto.

I pojechałam.

Jedna rozmowa poszła mi dobrze i dostałam ofertę pracy. Ale ze względu na to, że zaproponowane warunki finansowe nie były lepsze od moich obecnych warunków, a praca w sumie nie była rozwojowa i bez możliwości awansu. to odmówiłam.

A druga rozmowa poszła mi też dobrze w mniej więcej 3/4 ;) Sama rozmowa przebiegła gładko, ale potem dostałam 3 zadania do zrobienia i poległam na jednym z kretesem.

Pierwsze i drugie zadanie dotyczyło Excela – buła z masłem, wszystko zrobiłam i było dobrze.

Ale zadanie nr 3 dotyczyło znajomości języka niemieckiego. Było łatwe. A raczej – byłoby łatwe dla mnie, gdybym zupełnie nie zapomniała niemieckiego. W związku z moją niemożnością przelania na papier odpowiedzi na maila pani Marketty Eck, facet chciał bym powiedziała mu, co lubię robić w wolnym czasie. Ledwo wydukałam, wylewając z siebie dziewiąte poty, że w moim Freizeit lubię tanzen i oglądać filmy, i lubię książki (nie powiedziałam że lubię czytać bo nie mogłam wycisnąć z pamięci słówka „lesen”). Gdy zapytał mnie jaką książkę ostatnio przeczytałam, nie mogłam sobie przypomnieć tytułu, a jak już coś wymyśliłam, to nie wiedziałam jak to przełożyć na niemiecki, więc tytuł powiedziałam po polsku. Na koniec rozmowy coś tam z siebie wydusiłam i napisałam jakiś list ale to było dno dna. Dżizas, to było piekło.

W związku z tą językową katastrofą, przez którą byłam wściekła na siebie, że tak to zaniedbałam, zaczęłam codziennie powtarzać niemiecki. Jadę od totalnych podstaw z Repetytorium z liceum i cieszę się bo otwierają mi się stare szufladki w głowie, a co więcej, nauczyłam się kilku nowych zasad o których istnieniu nie miałam pojęcia ;)

Co jem?
W sumie codziennie podobnie.
Jedynie co tydzień zmieniam obiad.
Dzionek zaczynam od 2 jaj sadzonych z płynnym żółtkiem i 2 kanapek z serem żółtym, pomidorem i kiełkami lub bazylią. Nie wyobrażam sobie innego śniadania. Po prostu uwielbiam jajka sadzone <3.
Do pracy zabieram ostatnio makaron z pesto, z serem bałkańskim i pomidorkami cherry. Na początku jadłam także makaron z oliwą, kiełkami i wędzonym na ciepło łososiem. A w zeszłym tygodniu upiekłam sobie muffinki z ciasta na placuszki z płatkami owsianymi, jabłkiem i twarogiem, ale jakoś mi nie podeszły.
Na obiad w tym tygodniu jadłam kofty, w zeszłym jadłam biryani z brązowym ryżem, jeszcze wcześniej potrawkę z kurczaka, pieczonego kurczaka, wątróbę i więcej nie pamiętam ;) A na przyszły tydzień zaplanowałam sobie kurczaka balti z kuchni indyjskiej. Zasadniczo gotuję obiad w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek wieczorem i jem aż do weekendu, bo w tygodniu nie mam czasu ani ochoty na skomplikowane stanie przy garach.
Do mięcha spożywam ryż brązowy, basmati albo pęczak. A z warzyw jadam sałatkę z sałaty lodowej i roszponki z dressingiem musztardowym albo gotowanego brokuła, zdarzyło mi się także jeść piure ziemniaczane ze szpinakiem :)

Z nowości - wczoraj wprowadzili się nowi lokatorzy :) Z Magdą pożegnałam się na dobre i raczej już jej nie spotkam na szczęście. Na odchodne powiedziałyśmy sobie że przyjemnie się mieszkało :P

I to tyle na razie :)

Komentarze

  1. WOW 8 tygodni - super! :)
    Fajny plan z tym gotowaniem w niedziele, że też wczoraj nie miałam na to czasu, też musze dokładniej planować zakupy i gotowanie bo dziś np w lodówce nie mam NIC na obiad i kompletnie nie wiem co bede jadła pewnie nie wyjdzie mi to za dobrze, ale jutro juz sie postaram :P

    OdpowiedzUsuń
  2. nooo, gotowanie na cały tydzień to naprawdę fajna sprawa, odgrzanie zajmuje tylko chwilę, gotuję ryż i robię sałatkę w czasie gdy się odgrzewa :)
    ja wpadłam w taką rutynę, że w weekend robię zakupy na cały tydzień i ewentualnie dokupuję tylko chleb albo wodę do picia
    rzeczywiście planuję zakupy, chodzę z kartką do sklepu, a wcześniej rzetelnie przeglądam zapasy i planuję posiłki na cały tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  3. też muszę zacząć tak robić :)

    A poza tym to przestań kupować wodę :P
    Zainwestuj w dzbanek i tylko filtry wymieniaj co jakiś czas - wychodzi taniej, ekologiczniej i tyle nosić nie trzeba :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tak nie lubię tej filtrowanej wody ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziwne, może piłaś ze starego filtra, albo z nieodpowiednio wymienionego?
    Ja nie czuje różnicy pomiędzy woda z dzbanka z filtrem a np wodą z marketu czy popularnym żywcem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie że niedobra jest, chyba jestem uprzedzona tak ogólnie i nie wiem co taki filtr daje w ogóle. Co daje?
    trąci mi to nieuzasadnionymi wymysłami i szarlatanerią ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)