ciąg

Zniknęłam na długie miesiące.

W międzyczasie zdążyłam przytyć z nawiązką.

Wydaje mi się że przestałam wierzyć że uda mi się kiedyś schudnąć do wymarzonej wagi i dlatego już od miesięcy nie podejmuję kolejnej próby.

Moje kolejne załamanie nastąpiło jakoś na przełomie marca i kwietnia.

Byłam wtedy w domu i jak zwykle nie usłyszałam ani jednego słowa aprobaty dla mojego wysiłku a jedynie „jeszcze 5 -10 kg”. Nigdy dość, zawsze za mało, za wolno.

I mimo że przysięgłam sobie że będę się bardziej starała to wyszło jak zwykle się dzieje w takiej sytuacji. Odwrotnie.

Wolałabym już żeby nikt nic nie mówił i zostawił mnie w spokoju bym mogła robić swoje.

 

Wpadłam w ponury ciąg.

I nie przyjeżdżałam do domu przez 4 miesiące ze strachu co powiedzą rodzice na mój widok.

Aż w końcu pojechałam i rozpętało się piekło.

 

Teraz nie mam motywacji/ochoty/siły.

Parę razy zdarzyło mi się zrobić zakupy dietowe ale nic z tego nie wyszło.

Nie mam pomysłów i nie chce mi się nawet wymyślać posiłków, a nie chcę wpaść ponownie w rutynę.

Poza tym na myśl o przygotowywaniu tych wszystkich pudełek z posiłkami mi słabo.

I siłownia.

Obecnie w tygodniu mam 3 zajęcia taneczne i mam problem gdzie tą siłownię wcisnąć.

W dni zajęć nie ma w ogóle o tym mowy, nie dam rady.

Pozostaje mi tylko wtorek i potem piątek, sobota, niedziela.

W dodatku ostatnio dużo pracuję i wolnego czasu mam naprawdę niewiele. A chciałabym wrócić do języków, do tłumaczenia filmów i gdzie mam to wszystko pomieścić w tygodniu??

Nie mam już nawet kiedy spotkać się z ludźmi, bo żadne terminy mi nie pasują.

Czas ucieka mi tak szybko, znowu jest poniedziałek, znowu jest czwartek.

Nie mogę się zebrać do kupy.

 

Teraz znów dostałam obuchem w łeb.

Ktoś mi zrobił zdjęcie w sobotę a ktoś inny wstawił je na fb i mnie oznaczył.

Jak je zobaczyłam myślałam że zejdę na zawał.

Wyglądam dramatycznie.

Znów żyłam jakąś wewnętrzną iluzją i wydawało mi się że nie jest tak źle. Lustro znów mnie okłamuje - jestem odwrotną anorektyczką.

Jest gorzej niż kiedykolwiek.

 

Komentarze

  1. sorry, ale nie jestem za bardzo w temacie. a co ty w ogóle jesz w ciągu dnia? obżerasz się pizzą i batonami?

    OdpowiedzUsuń
  2. a co jesz codziennie, kiedy nie jesteś na diecie? nie wiem, opychasz się batonami i pizzą? myślałaś skąd taki problem?

    OdpowiedzUsuń
  3. jest gorzej niż kiedykolwiek, to niestety prawda i nie będę ściemniała, że tego nie widzę, bo widzę, a przecież ja ciągle pod tą skorupą widzę Ciebie z czasów LO...

    Chciałabym Ci jakoś pomóc, ale wiem jak i nawet nie wiem czy tego chcesz, bo ostatnio to...
    Moim zdaniem powinnaś wyluzować i działać metodą mniejszego zła - nie da się siłki wcisnąć 3x w tygodniu, to niech będzie 2 razy, albo i raz i też będzie dobrze...
    metodą małych kroczków, bez tego gestapowskiego rygoru. Bo rygor kończy się tym, że jak tylko zapał odrobinę opadnie to odpuszczasz całkowicie robiąc wówczas wszystko to, co wcześniej było zakazane dlatego taki złoty środek trzeba znaleźć i właśnie ŚRODEK niech to będzie, bez przesady w żadną strone...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)