The One With The Stripper

Muszę przyznać że moje spotkania z Panią Moniką są obłożone dużą dawką pecha.
Za każdym razem coś się wydarza, co albo nie pozwala nam się spotkać w ogóle, albo w końcu się udaje w wielkich bólach.

Za każdym razem jestem spóźniona, co najmniej 15 minut.
A to tramwaj się spóźni, a to autobus się wlecze bo korki, raz nie miałam za co kupic biletu bo terminal się popsuł i leciałam do kolezanki która mieszkała nieopodal, pożyczyć pieniądze. Spóźniłam się oczywiście.
Dwa razy odwołała spotkanie, raz z powodu wizyty u lekarza która się przeciągnęła, drugi raz z powodu choroby.
A przedwczoraj się okazało że nie zabrałam karty z domu więc nie miałam jak wybrać pieniędzy z konta i za co kupić biletu, nawet do domu jechałam na gapę. Godzinna podróż autobusem na gapę nie jest specjalnie relaksująca.
Następne podejście w poniedziałek. Może się uda:P.

Ciągle nie mogę jakoś znaleźć zapału do pisania.
Zabierałam się z milion razy, a w zasadzie miałam plan się zabrać.
Nawet teraz mi się nie za bardzo chce:P
Obejrzałabym zamiast tego jakiś odcinek Gilmore Girls.
No ale jak już się wzięłam to skończę.

Walczę ze sobą.
Po 3.5 miesiącach ogarnęło mnie lekkie zniechęcenie.
I zmęczenie.
Parę potknięć po drodze się zdarzyło.
Wesele miałam. Wódkę piłam, jadłam coś tam, tańczyłam.
Sukienki nie udało się przerobić bo jak zwykle się obudziłam z ręką w nocniku.
Ale jeszcze ją przerobię na to wesele sierpniowe.
Mam 2 miesiące by jeszcze zrzucić ciała.
Musze ścisnąć tyłek i umiec poskramiać swoją słabą wolę.
Wczoraj na przykład mi się trochę udało.
Zastosowałam technikę Distraction.
Szłam z poczty do domu, po drodze mijałam Biedronkę i naszła mnie chęć na biedronkowe M&Msy.
Patrzyłam na nią, szłam w jej kierunku i mówiłam sobie "idź do domu, idź do domu, idź do domu idź do domu, idźdodomu idźdodomu, idźdodomuidźdodomu". Po czym cudownie zobaczyłam szyld sklepu zoologicznego co mi przypomniało że miałam kupić smakołyki w nagrodę dla kota, rozproszyłam się, rozluźniłam i się okazało że biedronka została w tyle.
Ale cóż z tego skoro godzinę wcześniej zjadłam 3 czekoladki.


Mam tu parę foteczek do wklejenia.
Kolejność jest chyba przypadkowa, a może nie.
Ogólnie nie chciało mi się nawet za bardzo fotografować ostatnio.
Mam głównie obiady, do śniadań o 5 rano jakoś nie mogłam się zmobilizować, i mówię tu głównie o foceniu nie jedzeniu.
Choć z jedzeniem tez bywało ciężko gdy mi przypadła sałatka albo jak dzisiaj, papryka surowa z jajkiem i chrupkim pieczywem.
Zostawiłam połowę. Podobnie jak wczorajszej sałatki. Rośnie mi w ustach. A spotkania z panią Moniką jakoś się nie składają by o tym pogadać i cierpię:P.

Rzadki widok- śniadanie. Może objaśnię co jest na zdjęciu.
Są to kanapki z sałatą i serem żółtym.



Poniżej dość osobliwe danie - makaron pieczony z tuńczykiem i pomidorami. Niezbyt mi smakowało, nie jestem fanka tuńczyka na ciepło więc będe negocjować modyfikację.



Tutaj mamy kolację bądź jedno ze śniadań, na który składa się serek wiejski z pomidorem,rzodkiewką, koperkiem (pamiętam to, koperek był starawy już czy też mrożony i nie poprawił walorów smakowych posiłku) i waflami ryżowymi.



To będzie dość ciekawe- poniżej "indyk w ziołach i smażona cukinią z czosnkiem vol.2." Ostatnio były to wstążki cukiniowe ze zbyt ziołowym mięsem z dominującym rozmarynem. Teraz wyszło o wiele lepsze.



Nic specjalnego: kanapki z twarożkiem i warzywami.



A tu absolutna nowość! Czarnobiałe zdjęcie!
Wszystkiemu winne sine światło w trakcie robienia zdjęcia z którym nie umiałam zrobić nic lepszego, jak usunięcie kolorów ze zdjęcia:P. Kanapki z polędwicą sopocką i surówka z kapusty kiszonej. Surówka jest w misce w tle.



To poniżej wygląda mi na jakis gulasz i rzeczywiście jest to gulasz ze schabu z papryką i kaszą gryczaną.



Tu całkiem świeże zdjęcie bo zrobione juz po ślubie czyli po 5. czerwca.
W sumie to chyba z czwartku czy piątku. A może z soboty bo kojarzy mi się że P był w domu jak to jadłam i gdy para szła mi nosem.
Kanapki z wędzonym łosiem i chrzanem.


Zapiekanki z bułki ciemnej, szynki, pieczarek i sera z pomidorem. Pomyliła mi sie ilość sera i zamiast 1 plasterka, wzięłam 2.



Przeokrutnej urody pulpety. Plus kuskus.
Ciasto wyszło mi za rzadkie więc strząsałam je z palców niczym kluski lane do gotującej się wody i widać co powstało. Ale smakowo lepsze niz ostatnio.



Kanapka jaka jest każdy widzi, w tle kakao. Niesłodkie.



Tu się zatrzymamy chwilkę.
Poniżej indyk w sosie chilli.
Muszę przyznac otwarcie że do tej pory sproszkowane chilli było mi obce.
Myślałam że jestem hardkrem sypiąc ostra paprykę bez opamietania.
Ale powiem Wam smutną prawdę - ostra papryka jest dla dzieci.
Spóbujcie dodać tyle samo chilli. Szorowałam językiem po ścianach.
A oto i sprawca zamieszania, tadam.



Jabłko w cieście, i choć miało być więcej jabłka niż ciasta to się jakos
nie udało.
Dwa zdjęcia bo nie umiałam wybrać a oba mi się jakoś niezdrowo podobają. Może dlatego że wspomnienie naleśnika w mej głowie wciąż takie żywe.





Debiut- ryba w sosie curry.
Dobra ale za bardzo śmierdzi rybą.
Może szkopuł tkwi w rybie a nie w daniu, bo jak się przełknie pierwszy kęs to potem jest tylko lepiej. Choć to zdanie nie ma sensu.



Dzisiejsza zapiekanka z łosia pod puree z ziemniaków plus brokuły.
Jeden z moich najulubieńszych obiadów.
Mimo brokułów.



I na koniec tego zdjęciowego szaleństwa- rybny komiks. Ryba w sosie curry za pierwszym razem została zjedzona z kaszą jęczmienną bo taki miałam kaprys i Bóg jeden wie, że było to dobre, ba! lepsze.



Strasznie duzo brokułów na tych zdjęciach a nie za bardzo się lubuję.
Będę negocjowała kapuściane surówki w zamian. Nie chcę brokułów.

Ostatnio miałam dziwne dni.
Niby jadłam wg jadłospisu, ale jednego dnia miałam ochote na jabłka i zjadłam jabłka.
Innego miałam ochotę na banana i zjadłam banana.
Jadłam nawet raz tosty z serem i pieczarkami.
I chipsy, i czekoladę.
Ale czas zostawić te szczęśliwe czasy za plecami i wziąć się poważnie do roboty.
Do ślubu zostało mało czasu.
Jeszcze mniej do wieczoru panieńskiego który już zaczęłam planować.
Ma ktoś namiary na ładnego i niedrogiego strippera? ;)
(btw ponoć ma już na 100% powstać kinowa wersja Przyjaciół:) ponoć J.Aniston w końcu się zgodziła:)

Na miłe zakończenie dnia - Sara Tavares.




Nie wiem na kogo głosować.

Komentarze

  1. fajne fotki z kotem w tle :D

    to juz 3,5 miesiaca? :-O
    a jakieś efekty w liczbach?
    różnice w cm? cokolwiek?

    OdpowiedzUsuń
  2. zapomnialam napisać, że bardzo fajna pieśń, nie znałam jej wcześniej :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)