Dil dhadakne do

Hola Muchachos,
trzymajcie się foteli bo będzie długo, a pod koniec nie dla wszystkich.

Odkąd wróciłam z wakacji, postanowiłam wziąć się za siebie na wielu płaszczyznach.
To było jakieś cztery tygodnie temu.
Zaczęłam od gruntowango sprzątania pokoju, z przeświadczeniem że jak uporządkuję otoczenie to pozostałe części układanki jakoś same powskakują na miejsce. Albo że jak zacznę od tego co znam, to potem siłą rozpędu z zapałem przystapię do innych czynności zmieniających życie.
Z początku nawet tak było. Zaczęłam jakieś tam działania w kilku kierunkach, ale nie było większych efektów.
Natrafiam na mur.

Do niedawna nie zdawałam sobie sprawy z tego że moja sytuacja zawodowa i finansowa nie jest odosobniona. Myślałam że jestem jedną z niewielu osób, którym się nie wiedzie. I bardzo się zdziwiłam gdy przeczytałam o sobie że należę do pokolenia 1386zł, pokolenia wykształconych roboli, czy magistrów-telemarketerów. Generalnie jak zwał tak zwał. Nie ma dla nas pracy za godziwe wynagrodzenie. A nawet jakby była to nie da się jej dostać.

Chciałabym mieć poukładane życie, pracować od 8 do 16, a potem robić różne rzeczy, także wg planu. Nie cierpię bałaganu w życiu.
A ciągle mam bałagan, codziennie chodzę do pracy na inną godzinę. I jakoś nie mogę się przez to ogarnąć.

Mam już dosyć ciągłego liczenia pieniędzy. Ciągłego martwienia się że znów mi nie wystarczy na życie.
Nie wiem jak długo jeszcze dam radę tak pociągnąć, gdy wszyscy wokół odnoszą sukcesy zawodowe, z taką łatwością zmieniają pracę na lepszą, robią coś ciekawego, i mogą sobie na wiele pozwolić.
Jak długo tak można? Mnie się przestaje chcieć.

Myślałam o praktykach jakichś kiedyś. Ale nie wiem kiedy miałabym to robić, i to w dodatku za darmo. Wiem że po praktykach istnieje możliwość zatrudnienia. Dzieje się tak w wielu przypadkach. Choćby moja koleżanka. Doktoryzuje się a więc pobiera pensję z uniwersytetu głównie za to że przychodzi tam raz w tygodniu na 2 godziny na dyżur i prowadzi zajęcia raz w tygodniu. Poszła na praktyki do firmy zajmującej się HR, a teraz pracuje na zlecenie. Umowa śmieciowa, ale robi coś! COŚ! Marzę o tym by robić coś co ma sens, a nie jakieś durne podawanie numerów. Nie po to studiowałam 5 lat. Inna sprawa że kierunek o kant dupy. Mogłam iść na jakiś język. Dlaczego takie prawdy docierają do mnie dopiero teraz?
A no tak, musiałabym studiować niemiecki jak już, a nie lubię niemieckiego.

Fuckfuckfuck.

W każdej dziedzinie życia objawia się frustracja. W każdej.
Nawet z tańcem jestem na bakier ostatnio. Zaczął się nowy kurs, a ja nie poszłam
Niby mówiłam że nie mogę przestać, bez względu na sytuację finansową, bo wiem że jak to przerwę to będzie ciężko wrócić (już mi ciężko a nie tańczyłam raptem 2 miesiące), ale w obliczu historii mojego rachunku bankowego- nie wiem. Odpuszczam chwilowo belly dance, ale zostanę przy tribalu. Warsztaty comiesięczne i miksery. O ile oczywiście się odbędą, bo ostatnio
tribalki dają ciała. W ogóle nie jestem w stanie tego pojąć. Są dwa
zespoły i chyba nie mogą się dogadać. Jakieś takie milczenie jest
pomiędzy nimi. Z tego co mi się kiedyś obiło o uszy, były pewne zarzuty
że Ouled Nail jest dość zamknięty i nie przyjmują nowych. Hmm no nie
dziwię się w sumie. W mieście nie ma moim zdaniem nikogo kto
przystawałby poziomem umiejętności do Ouled Nail. Z całym szacunkiem dla
Sunandy, ale technicznie nie są najlepsze, ich ruchy są jakby niedbałe i
dla mnie mało estetyczne. Poza tym tańczyłam z nimi parę razy i miałam
mieszane uczucia w stosunku do niektórych. Oczywiście ja nie jestem
jakaś zajebista w ATS, ale wydaje mi się że jeśli ktoś zakłada zespół to
znaczy że jest po prostu dobry w tym co robi. Zakładanie zespołu i
występowanie z nim publicznie to dla mnie po roku czy 1,5 nauki za
wcześnie. Jak to ktoś powiedział Sunanda kisi się we własnym sosie, i tak naprawdę nie szlifuje techniki a powtarza stare błędy. Jednak co prawdziwa wykwalifikowana instruktorka to co innego.

Mam jeszcze coś do zrobiena, muszę zdobyć się na kilkadziesiąt seryjnych wysiłków.
Koniecznie, to już chyba moja ostatnia szansa. Jak to nie wypali, to pójdę chyba na most Rocha.
Dlatego kumuluję siły w tym tygodniu. Kumuluję na następny tydzień i na wiele tygodni naprzód bo będzie mi ich bardzo trzeba.

Wróciłam do tłumaczenia filmów.
Tłumaczę z prędkością Orient Expressu, po jednym filmie na tydzień, co jest dużym osiągnięciem.
Muszę w końcu sobie spisać co już przetłumaczyłam, bo mam dziury w pamięci i połowy nie mogę sobie przypomnieć.
A większość to nie są filmy najwyższych lotów:P

To jest coś co sprawia mi ostatnio dużo frajdy. Cieszę się że znów to robię.
Wszystko przez Dil Bole Hadippa, do którego napisy z sieci wołały o pomstę do nieba, a chciałam zobaczyć ten film w końcu. Więc sama sobie zrobiłam napisy i jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego :) Co prawda tłumaczenie było dość upierdliwie ponieważ film był o krykiecie ogólnie rzecz biorąc, a ja o krykiecie miałam jakieś tam blade zupełnie pojęcie, więc musiałam często sięgać do google w tej sprawie. Mało tego, jak były kwestie które się nie trzymały kupy albo były zupełnie od czapy w stosunku do kontekstu, to było pewne że to jakiś krykietowy termin którego muszę szukać na zaganicznych stronach. Ale w końcu wiem o co chodzi w krykiecie :D I żałuję że nie mamy w Polsce drużyn krykieta bo bym chętnie obejrzała mecz od początku do końca. Chociaż najchętniej to bym obejrzała mecz z Ligi światowej albo indyjskiej chociaż (Preity Zinta i SRK mają swoje własne drużyny:) . 

W każdym razie po obejrzeniu Dil Bole Hadippa spodobał mi się SK. I przypomniało mi się, że 2 lata temu Shahid zrobił na mnie wrażenie w Kaminey, który oglądałam z moją ekipą bolly. Wtedy niewiele zrozumiałyśmy z filmu bo napisy również wołały o pomstę do nieba, ale i tak dało się zauważyć że to dobry film. Postanowiłam wtedy że sama sobie zrobię napisy i zrobiłam 20 minut po czym porzuciłam pracę, nie pamiętam dlaczego.
Nigdy nie rozumiałam co może się w nim podobać. Jak pierwszy raz się z nim zetknęłam, był dla mnie bezpłciowym wymoczkowatym aktorzyną który starał się upodobnić do SRK i pod względem fizycznym i pod względem aktorskim. Pamiętam jak przed 4 laty, po obejrzeniu filmu Fida, plułam jadem w jego osobistym wątku na forum bollywood. Napadły mnie zaraz jego fanki że jak śmiem kalać te świątynię. A było to raptem na początku fascynacji Shahidem w Polsce. Musiałam potem edytować niektóre swoje posty bo mi zarzucono że były zbyt ostre. Ale tak naprawdę nie miałam dokąd pójść ze słowami krytyki bo o ile wątków pt "Za co kochamy Aamira Khana" jest mnóstwo, to wątków pt "Kto nie cierpi Sunila Shetty" nie ma (za wyjątkiem znienawidzonego przeze mnie wątku o hegemonii SRK, do którego nie wchodzę, więc jestem w stanie zrozumieć jak się poczuły fanki SK gdy przyszłam obsmarować ich idola). Nawet sobie ostatnio tam weszłam i się zdziwiłam że ta dyskusja się ciągnęła przez kilka stron bo byłam przekonana że weszłam tam, napisałam co chciałam, raz się odcięłam i poszłam. Jak się komuś film nie podoba to mu się nie zabrania opisać tego w odpowiednim temacie, jednak z idolami jest inaczej, traktuje się ich bardziej personalnie chyba. Mnie też zawsze łatwiej było przełknąć nieprzychylne komentarze w stosunku do moich ulubionych filmów niż idoli.
W każdym razie Shahid to zupełnie inny człowiek teraz. Dorósł, zmężniał, zmienił szarukową fryzurę, aktorsko wypada świetnie a w tańcu jest boski (chciałam napisać że nie ma sobie równych, ale jednak Hrithik wymiata najbardziej ze wszystkich). W końcu przypomina mężczyznę a nie chłopca z liceum. Teraz czekam na jego nanowszy film, Mausam, który miał premierę przed tygodniem. A póki go nie dostanę w swe ręce, mam jeszcze kilka innych pozycji do obejrzenia, co jak co, ale raczej unikałam jego filmów, za wyjątkiem jednego, Jab We Met. I śledzę SK na Twitterze:P. Podobnie jak SRK, Preity Zintę, Abisheka Bachchana i Akshaya Kumara  i kogoś tam jeszcze, nie pamiętam.

Pozostając w temacie Bollywood, chyba tracę serce do Akshaya Kumara. Męczą mnie jego role głupków w głupich komediach. Chcę czegoś takiego jak Namastey London, albo Aitraaz, albo Jaan-e-Mann. Choć Tashan był boski .  

Aha i polecam film Zindagi Na Milegi Dobara. Zarąbisty! I Farhan Akhtar okazał się być całkiem do rzeczy gościem :D.


Może się wydawać zabawne i nieodpowiednie że piszę o takich rzeczach. Dawno już minęły czasy gdy wypadało mi się podniecać takimi sprawami. Wiek zobowiązuje i ogranicza. Ale mam to gdzieś. Jednego kręci siłownia, innego fotografia, jeszcze innego windsurfing a ja mam swojego świra. I don't care what they say.

Taka ciekawostka mi się przypomniała. Grzebałam ostatnio w telefonie i majstrowałam przy językach i okazało się że w krajach słowiańskich, nie wiedzieć czemu, w dalszym ciągu funkcjonuje nazwa Bombaj zamiast Mumbai, choć już od wielu lat, bodajże od 27, Bombaj nie jest Bombajem a Mumbajem. Prawdę mówiąc to początkowo nazywał się właśnie Mumbai. Ja nie lubię nazwy Bombaj, lubię Mumbai.
Poza tym mój telefon to bardzo mądre urządzenie, mimo że nie jest smartfonem.
Odnalazłam niedawno cudowną funkcję blokowania i automatycznego
odrzucania połączeń z nieznanych numerów. I się kilku złapało :D Na
pohybel nieznanym numerom! Jak to powiedział jeden mój wujek "jak sie
ktoś wstydzi swego numeru to jego problem". I słusznie, to jego problem.
Poza tym odkryłam że potrafi on segregować muzykę wg albumów, artystów, a
także sam z siebie kategoryzuje wg gatunku. Rozpoznał kilka
bollywoodzkich piosenek jako soundtrack a także utwór The Rembrandts
jako motyw z serialu. Jestem w szoku.

Dietowo-jedzeniowo-odchudzaniowo-whatever marnie.
Marność nad marnościami.
Zaczynam wątpić czy kiedykolwiek mi się uda cokolwiek osiągnąć. Tyle razy już się poddawałam. Jest pewna granica czasowa której nie umiem przeskoczyć. To około 8 miesiecy. Po 8 miesiącach jestem zmęczona i daję ciała.
Póki co, nie poddałam się jeszcze i będę w dalszym ciągu coś robiła w tym kierunku.
Właściwie to podejmuję wkrótce kolejną próbę. Keep your fingers crossed.

Komentarze

  1. Ja zauwazyłam inną tendencje po prostu- jesienią odpuszczasz dietę, jak pewnie większość ludzi, bo zimno, bo buro, bo szaro, bo ogólna deprecha z braku słońca i bo można się schować pod płachtą ubraniową.

    Mnie dziś okropnie rzuca na słodycze, ale tłumaczę sobie, ze to PMS a nie jesienna melancholia...

    z tym podejściem "wszyscy inni maja lepiej niż ja" wcale nie jest tak czarno-biało.
    Każdy w swoim świecie jest nieszczęśliwy i głównie przez samego siebie a nie rzeczy otaczające - ja niby to wiem i ciągle sobie to powtarzam, ale i tak zawsze znajdę sobie powód żeby się umartwić...

    a i wiesz to, że ktoś gdzieś pracuje i potrafi o tym w dobrym świetle opowiedzieć nie znaczy, ze praca mu sie podoba i czuje sie spełniony - ja w pracy często czuje sie jak ostatni głupek i to też nie działa pozytywnie na mnie - tęsknym wzrokiem wówczas spoglądam na np taką panią na poczcie, która sobie siedzi i obsługuje i dzień jej tak zapierdziela, ze nawet nie wie kiedy jej mija te 8h...


    tak sie na szybko rozpisalam, nie wiem czy skladnie

    OdpowiedzUsuń
  2. fajna ta zapowiedź filmowa :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to moge robić coś głupiego nawet, moge sie frustrować w pracy bylebym wiedziała że nie za darmo się frustruję. Bo teraz frustrację mam w pakiecie. W dodatku jestem na wylocie. Być na wylocie w BN to naprawdę budujące.

    a film naprawdę fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hej, generalnie nigdy nie komentowałam Twojego bloga, choć lubię czytać, co piszesz...i powiem tak: Tobie bardziej się przyda wygrana w tym konkursie http://www.vitalab.pl/blog/2011/10/konkurs-konkurs.html. Lepszej pracy/sukcesów zawodowych Ci niestety nie mogę dać, ale szansę na jedną wygraną na to, by zmaleć już tak :) pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)