coś optymistycznego mimo środy i piątkowego wieczoru utraty danych

Próbuje odzyskać dane z mej zawodnej pamięci.

O tym pieprzonym suwaku nie mam zamiaru więcej pisać, mam ochotę go wyjebać w pizdu.
Wybaczcie te kolokwializmy ale nie idzie sie nie wkurwić gdy kilka godzin pracy idzie się rąbać w las.
I to nie pierwszy raz taki numer! A dzisiaj się zabezpieczyłam kopiowaniem. Czyli co?, muszę teraz tworzyć nowe pliki w notatniku chyba. Ech, co za gówno.

Ogólnie jestem zadowolona.
Brzucho jakby mniejsze. Przemiana materii się poprawiła.
Dziś 5. dzień zakończony sukcesem. Było dobrze oprócz środy.
Bałam sie śród, wtedy jestem w szkole i może byc ciężko. I było.
Zaprawdę powiadam Wam że nauczyciel nie ma czasu nawet pójśc do kibla a co dopiero zjeść w spokoju.
W końcu jak już dorwałam chwilę po skończonej papierologii, to zaczęłam konsumowac serek wiejski. Miałam do niego dżem w torbie, cały słoik nawet, ale wciąż się ktoś kręcił po pokoju nauczycielskim i a nie chciałam łazić ze słoikiem dżemu na wierchu.
Potem znalazłam chwile by nadgryźć pomidora i kanapke z sałatą, ale ja na takie rzeczy potrzebuję z 15 minut a nie chwilkę, więc dosłownie nadgryzłam tylko. Po lekcjach pośpiesznie pochłonęłam ryż z jabłkiem i serkiem homogenizowanym. Na radzie pedagogicznej miało być jakieś jedzenie, więc nie chciałam się rzucać przy stole z głodu.
A i tak zgrzeszyłam próbując fasolki w pomidorach (ale miała dziwne dodatki typu orzechy włoskie, rodzynki, więc musiałam spróbowac bo w życiu bym nie zrobiła tego w domu w obawie że może wylądować w koszu ze względu na te orzechy itp, a nieładnie wyrzucać jedzenie szczególnie gdy człeka na nie nie stać), a potem zjadając bezwstydnie 2 kawałeczki ciasta z owocami i bezą (jesu jakie dobre), kawałek babki i malutkie ciasteczko-drożdżówkę z serem, ale było mi przy tych słodkościach wszystko jedno tak mnie głowa bolała.


Nie chce mi sie ponownie wpisywać menu. Chce mi sie za to mięsem rzucić jeszcze z parę razy.
No dopsz.

Wtorek:
Śniadanie nr 1:Kajzerka z jajem, sałatą, pomidorem i majonezem.
Śniadanie nr 2: kanapka z twarogiem i sałata
Śniadanie nr 3: jogurt i 2 japka (moreli zapomniałam kupić lub brzoskwini)
Obiad: Naleśnik z warzywami i kurakiem

Środa:
Śniadanie: jajkownica na mleku, ogórki kiszone, chleb
reszta jak wyżej

Czwartek:
Śniadanie: kanapka z szynką i warzywami, jabłko
Obiad: zupa pomidorowo-warzywna z kurą
Podwieczorek: tuńczyk, ogórki kiszone, jabłko
Kolacja: owsianka z mlekiem i winogronkami

Piątek czyli dziś:
Śniadanie: kaszka manna na mleku z syropem malinowym
Obiad: Risotto z pieczarkami, papryką i marchewką, z szynką
Podwieczorek: wieśniak z grahamką
Kolacja: banan i sok marchewkowy

Strasznie byłam objedzona wczoraj. Zupą się dobiłam. Po kilku latach gotowania dla jednej osoby, wciąż nie wiem ile na oko mam ugotować na jedną porcję. To chyba za trudne. A że nie lubię wyrzucać czy jeśc odgrzewanego(zresztą kiedy miałabym to zjeść, jak mam co innego w planie na kolejne dni?) to zjadam w całości. I umieram. Wczoraj mnie zupa przygięła do ziemi i juz do końca dnia nie wstałam. Dzisiaj wszystko odmierzałam i się nie przejadłam na szczęście.


Fotki se wkleje jak poprzednio.


Jajecznica z szynką i pomidorami.



Soczewica z ryżem. Dobre była.



Kurak, puree z ziemniaków, gotowana marchewa i brokuł.



Wielkiej urody babeczki jogurtowe, wcale się nie przypiekły i nie rozlały, to wszystko złudzenie optyczne.



Kanapka z łososiem i warzywami.


Przede mną znów hardkorowy tydzień.
Najpierw od poniedziałku do środy pracuję od rana, popołudniami mam zajęcia z tańca: ATS, bollywood:P, bellydance.
Potem trochę się ogarnę i wyśpię, ale nie za bardzo bo posiłków trza pilnować- w czwartek i piątek mam na popołudnie. A w sobotę wybieram się na ATS-owy mikser.
Ruchu więc będę miała pod dostatkiem, grubo ponad normę normalnie.
Muszę też coś upiec słodkiego na ten mikser, bo obiecałam już. Własnie jestem w fazie rozmyślań, co by tu małego zrobić.
Pisałam jakiś czas temu że trudno byłoby mi się wyprowadzić z Poznania ze względu na taniec.
Otóż teraz się czuję jeszcze bardziej związana.
Poznałam fajne, otwarte dziewczyny, od których wiele się uczę, które podziwiam, i które mają dla mnie wiele cierpliwości;).
Ano, zaczęłam ten ATS odkąd odbyłam te warsztaty w lipcu. Tak mi się spodobało że zaczęłam od września.
Przyznam że tym samym zawiesiłam sobie na szyi finansową pętlę.
Ale czuję że nie mogę zrezygnować. Mam wrażenie że jeśli odpuszczę sobie na jakiś czas z jakichkolwiek powodów to potem będzie mi trudno wrócić.
Czuję że muszę się tego trzymac skoro to odnalazłam. Chcę to robić bo to daje mi radość:) Zabrzmi to żałośnie banalnie, ale jest po co żyć:).
Czasem się nie chce iść, zmęczenie czy paskudna pogoda dają się we znaki, ale jak juz pójdę to się cieszę że pokonałam wewnętrznego lenia bo jest fajnie. Mimo że czasem sie człowiek frustruje jak mu nie wychodzi. But practise makes perfect, i w końcu frustracja opada.
Udało mi się nawet zaciągnąć na imprezę orientalną (klik) moją A. i podobało jej się choc trochę się obawiałam:-).
Na następnej bardzo chciałabym wystąpić i dotrzymac towarzystwa mojej drużynie pierścienia. Bardzo bardzo.
Myślę juz o stroju powoli. I muszę schudnąć choć trochę.

A tutaj ja


Ale o tym może następnym razem:)

Weekend!!!

Komentarze

  1. Twojej A. bardzo się podobało i nie może się doczekać kiedy będzie mogła pękać z dumy oglądając jej A. razem ze swoją N :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)