oczyszczanie


Głupi jednak ma szczęście.



Najpierw objadłam się pierniczkami i ciasteczkami, co było
pierwszym przejawem głupoty, a następnie pojechałam na wydział w trakcie pracy
(drugi przejaw- jeden telefon szefa do biura i pewne problemy), a na wydział
pojechałam w celu złożenia pracy magisterskiej.
Jednak nie wypełniłam jednego punktu wymaganego przy tej
czynności- nie miałam wszystkich wpisów w indeksie- trzeci przejaw.
Otóż pewien profesor wyjechał na urlop, i gdy
zainteresowałam się tym, że brak mi jednego wpisu z seminarium, profesor
poprzedniego dnia wziął wolne. Indeks wzięły łaskawe panie z sekretariatu
instytutu, przejęte losem biednej studentki. W dodatku przekazała im go moja
koleżanka, bo sama nie mogłam wyjść z pracy (mogłam nie mogłam, whatever;).
Dziś się okazało, że profesor się nie pojawił ani razu, mimo
że podczas minionych urlopów się czasem pojawiał i wpisu brak. Na początku
byłam zdeterminowana błagać panie z dziekanatu by przyjęły moje papiery z
indeksem bez tego nieszczęsnego wpisu, ale przystopowało mnie zaraz po
przybyciu na wydział, gdy stwierdziłam, że sekretariat zamknięty na głucho i
znikąd dostępu do indeksu. Bez indeksu wszystko na nic. Ale pani sekretarka
nagle się objawiła, indeks wzięłam i w dziekanacie problemów nie było żadnych.
Obiecałam solennie, że wpis jest pewny, i brakuje go jedynie przez moja nieuwagę,
a nie przez niezaliczenie. A że pan profesor jest moim recenzentem i co za tym
idzie członkiem komisji na mojej obronie, myślę że wpis mam w kieszeni. Głupi
ma szczęście.



 
Jak już wspomniałam- pierniczki i ciasteczka.
Wczoraj byłam w kinie.
Miałam plan zjedzenia w kinie paczuszki M&Msów, może
dwóch i kupiłam je.
Ale przed kinem złe we mnie wstąpiło i weszłam do sklepu.
Nie wiem sama, dlaczego. Po prostu tam wlazłam jak durna koza. I kupiłam,
jakieś ciasteczka holenderskie z czekoladą, pierniczki w czekoladzie i trzy
batony moje ulubione: 3bit, Snickers i Bounty.N
Na filmie pochłonęłam M&Msy i kilka tych holenderskich,
chwilę przed seansem- 3bita.



Widząc na ekranie zmysłowe i przepiękne doprawdy obojczyki
głównej aktorki, stwierdziłam że pozbędę się tego słodkiego balastu który
drzemał w fotelu obok. Chciałam, wyrzucić do śmieci, jednak portfel mnie
zabolał na myśl, że przecież za to zapłaciłam. W domu pozostałe batony oddałam
wspaniałomyślnie współlokatorkom, a resztę ciastek i pierniki wzięłam do pracy.
Bilans jedzeniowy na dziś jest taki:



7:00 płatki owsiane z jogurtem truskawkowym i naturalnym
9:00 pierniczki i ciasteczka, kefir
12:00 2 paszteciki z pieczarkami i kapustą kiszoną, drożdżówka
z serem.



Cudnie, nie ma co, Popełniłam podstawowy błąd (jak niedawno
gdzieś wyczytałam, typowo kobiecy), stwierdzając że dzisiejszy dzień już na
nic, poszłam na całość.
Na szczęście nie tak ekstremalnie jak kiedyś.
Mimo wszystko zaliczam to jako postęp. Kiedyś nie
powstrzymałabym się przed zjedzeniem wszystkiego na raz. W kinie bym się
hamowała, bo co ludzie powiedzą, ale w drodze powrotnej przycupnęłabym gdzieś w
ciemnej bramie i pochłonęła wszystko niemal z opakowaniem.
I znów jak zaczęłam dociekać przyczyn tego zachowania,
zapytałam samą siebie, dlaczego? I jak co miesiąc doszłam do tych samych
wniosków: @.
Niby to naciągane, niby wykorzystywane przez kobiety by się
usprawiedliwić, ale coś w tym jest. Jak wiadomo, tak naprawdę wszystko co
robisz, nie zależy od ciebie tylko od hormonów. Tak, że za każdym razem, gdy
się wściekam o jakieś bzdety, zupełnie bez powodu, o totalne głupoty, nagle
nabzdyczam się, świruję i powtarzam jak mantrę różne inwektywy pod adresem
różnych osób, które akurat są w pobliżu, zadaję sobie pytanie, o co mi kurna
chodzi? Czemu się wkurzam na bogu ducha winną dziewczynę?



ZAWSZE się okazuje, że jestem aktualnie pod władzą tych
hormonków, które zwiastują radosną nowinę.
Ech.



Ale z drugiej strony wczoraj przeżyłam coś niewypowiedzianie
pięknego. Tak naprawdę, co bym o tym, nie napisała, nie odda to mego zachwytu.



Byłam w kinie. Sama sobie poszłam, bo koleżanka, która miała
iść ze mną, nie mogła.



A ja musiałam iść drugi raz, by zobaczyć boskiego SRK na
wielkim ekranie, jak się wynurza z wody z tym swoim pysznym torsem, jak
wysmarowany jakąś oliwką, tańczy w kasku górnika, jak jego długie włosy
powiewają we wszechobecnych wentylatorach, jak mruży oczy, uśmiecha się,
usłyszeć jak mówi, umrzeć ze śmiechu podziwiając jego talent komediowy, umrzeć
z podziwu, że potrafi wbić w fotel swoją grą aktorską, by znów mu uwierzyć i by
historia nadal w żyła w człowieku po wyjściu z kina.



Oto klip na którym padam na kolana;) Uprzedzam że trzeba mocno kochać by się naprawdę ekscytować:) Piosenka to tzw. item song, tańczące, nagie laski itp, i należy pamiętać że to pastisz, wszystko zamierzone i celowe:)



Należy także zauważyc jak na końcu, nasz błyszczący od oliwki macho zmienia się w bezradnego chłopca który boi sie ognia. Moim zdaniem genialnie zagrane, świetnie widoczne na dużym ekranie:)




Tak, cholera, kocham tego faceta! I pierwszy raz się
przyznaję otwarcie, publicznie, zupełnie się obnażam. Kocham Shahrukha Khana
miłością nastoletniej fanki. Mogę się gapić na jego zdjęcia i głupio się do
nich uśmiechać. Mogę oglądać o nim różne filmiki w sieci i się do nich głupio
uśmiechać. Mogę oglądać jego filmy po kilka razy i za każdym kolejnym razem
bardziej wyć w scenach wyjątkowego wzruszenia. Mogę leżeć nocami w łóżku i
myśleć o tym co zobaczyłam na ekranie. Mogę czytać jego wypowiedzi i wzdychać
nad ich prostotą i mądrością. Niezwykle mądrym jest człowiekiem, i skromnym,
choć świadomym własnej wartości i własnych dokonań.



Mam 24 lata. Prawie ćwierć wieku, a czasem zachowuję się
jakbym miała co najmniej 10 lat mniej. Na szczęście nikt mnie takiej nie
widział na żywo. Bo takie zachowania mam tylko na samotne chwile z mym Bogiem.
I nie miejcie kosmatych myśli. Mam na myśli ten czarodziejski świat, w który
uwielbiam uciekać i z którego powrót jest smutny, choć nie potrafię wyjaśnić
dlaczego, ponieważ uważam że w gruncie rzeczy jestem szczęśliwa ze swoim
życiem. Co mnie tak urzeka? Prostota. Bezwstydna emocjonalność. Brak
niedopowiedzeń, a jeśli już są, to takie, które z łatwością można odgadnąć. Dla
mnie osobiście nie ma nic gorszego niż film, który kończy się od czapy, gdzie
muszę się zastanawiać nad ścieżkami, które obrał bohater, bądź nie obrał. Ble.



Mogłabym w zasadzie tak wałkować temat indyjskiego kina bez
końca. Mój blog powoli zmierza w kierunku innym niż pierwotnie zamierzałam. Ale
to nic. Nie mam innego miejsca gdzie mogłabym to wszystko napisać nie narażając
się na śmieszność, tak sądzę.



Więc jeśli ktoś ma ochotę czytać tylko o diecie, zawiedzie
się;)



ps. w drodze z pracy kupiłam jeszcze to i owo:/
jutro wyjątkowo, zwykle tego nie robię, dzień oczyszczający.



ps2. wyszła mi notka gigant;) nudziłam się w pracy dzisiaj;)



 

Komentarze

  1. ahhh :D też lubię, takie pozytywne jest i pozytywnie nastrajające. ( w sensie, kino indyjskie ;)
    a tego nie widziałam :>

    pierniczki i ciasteczka: o Ty zła! Ty się pilnuj, bo (od tygodnia;) jesteś moim wzorem cnót i moralności ;p

    ps.: a jak pisałam komentarz, to musiałam wpisać kod i on brzmiał: GONAD
    !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. bosz jestes moją zaginioną siostrą czy jak? :o
    jak już sobie kupie ten film to zapraszam na seans :d
    od października :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jeszcze jedno - ja mam lat 22 i potrafię robić przy ludziach dżdżownicę Magdę xD i to na trzeźwo ;]

    i kocham się platoniczną miłością nastoletniej fanki w jednym profesorze, ze wszystkimi tego konsekwencjami, w postaci rumienieniasię i zapominaniajęzykawgębie w jego obecności ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. siostrą? hm, kto wie, chociaż nie sądzę, żeby mój ojciec siał poza warmińsko-mazurskim (wówczas elbląskim) xD

    ok, przyjdę! i pokażę Ci dżdżownicę Magdę xD

    OdpowiedzUsuń
  5. kto to jest dżdżownica Magda? o.O

    OdpowiedzUsuń
  6. coś jakby moje alter ego xD

    OdpowiedzUsuń
  7. erika.blog.onet.pl5 sierpnia 2008 12:34

    Nienawidzę tego stawiania wszystkiego na jedną kartę. albo dzień jest udany, albo jak coś spieprzę to doszczętnie. no i dlaczego nie dokopać by sobie jeszcze jedną paczka ciastek, przeciez cały dzien i tak na marne. nienawidzę....
    nie znam hamulcow, nie mam opamiętania, potrafię tylko się głodzić i obżerać. Ze skrajności w skrajność. Nie umiem opanowac tego potwora we mnie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)