mam globusa
Jakiś poślizg mi się tu zrobił.
Nie chciało mi się chyba, nie wiem.
Mam kłopoty z pamięcią jakieś ostatnio.
Mam trudności by sobie przypomnieć co jadłam na obiad, może to skleroza naczyń. W końcu jadło się sporo tego i owego.
Dopra, to odfajkowuję żarło:
Środa:
Zaczęłam kanapkami z mozzarellą z warzywami. Mówiłam już że nie jestem fanką tego sera? Jest bezpłciowy i niewart pieniędzy które kosztuje. Ser topiony ma więcej smaku.
Koktajl marchewkowo-owocowy był niezły i nawet mi smakował.
Kisiel z rodzynkami był smaczny ale nieco mnie zamulił a rodzynki rozmokły.
Ryba smażona z ryżem, surówką i sosem czosnkowym była pyszna.
Czwartek:
Zjadłam sałatkę! Ryżowo-ogórkowo-polędwicowo-paprykowa z sosem z jogurtu i majonezu. (ryż musiałam podgrzać bo bym nie przełkła:P).
Wiejski z pomidorem i chrupkim chlebem. Lubię to.
Jogurt z suszonymi śliwkami. Lekko gazowanymi. ()
Schabowy z piersi w panierce z kus kus, ukochana surówka z kapuchy i kus kus na miękko. Dopre.
Piątek:
Znów sałatka:) Tym razem jajko z pomidorem, koperkiem z sosem jak dnia poprzedniego plus chleb.
Coś pysznego jak nie wiem co - makaron z posiekanym bananem i kiwi.
Maślanka rabarbarowo-truskawkowa (dokładnie taka jak na Śląsku:) i wafle ryżowe.
Potem, ekhm... coś tam ale mało i wyrzuciłam ponad połowe do smieci.
Sobota:
Wytęsknione kanapki z tuńczykiem i warzywami:D
Obiad popiłam sokiem pomarańczowym gdyż sobota był dniem niewiarygodnego pecha i wypadł mi jeden posiłek. Ale było spaghetti z groszkiem i mięsem plus pomidory i było to baaardzo dobre:)
Dzień zakończony jogurtem z płatkami owsianymi i suszonymi morelami (niegazowanymi).
Dzisiaj:
Wiejski syr z koperkiem i bułka co miała być grahamką a okazała sie kłamliwym subsytutem i to z rodzynkami!
Na drugie śniadanie był bananek i sok marchwiowy.
Na trzecie sniadanie była kasza manna z syropem malinowym (skradzionym od współlokatorstwa).
Potem, ekhm... ciastka czekoladowo-pomarańczowe które upiekłam dla Ali .
A miało być pyszne risotto:(.
No daję ciała, daję...
Ale umówiłyśmy się z Alą że rzucamy słodycze.
No to rzucam niniejszym.
Od dzisiaj.
Koniec ze słodyczami.
Resztę ciastek niosę jutro do pracy.
Takie zrobiłam:
Tyle że ładniejsze mi wyszły, a to zdjęcie stare jest :)
Głowa tradycyjnie mi pęka więc żegluję do łazienki i spać.
Nie chciało mi się chyba, nie wiem.
Mam kłopoty z pamięcią jakieś ostatnio.
Mam trudności by sobie przypomnieć co jadłam na obiad, może to skleroza naczyń. W końcu jadło się sporo tego i owego.
Dopra, to odfajkowuję żarło:
Środa:
Zaczęłam kanapkami z mozzarellą z warzywami. Mówiłam już że nie jestem fanką tego sera? Jest bezpłciowy i niewart pieniędzy które kosztuje. Ser topiony ma więcej smaku.
Koktajl marchewkowo-owocowy był niezły i nawet mi smakował.
Kisiel z rodzynkami był smaczny ale nieco mnie zamulił a rodzynki rozmokły.
Ryba smażona z ryżem, surówką i sosem czosnkowym była pyszna.
Czwartek:
Zjadłam sałatkę! Ryżowo-ogórkowo-polędwicowo-paprykowa z sosem z jogurtu i majonezu. (ryż musiałam podgrzać bo bym nie przełkła:P).
Wiejski z pomidorem i chrupkim chlebem. Lubię to.
Jogurt z suszonymi śliwkami. Lekko gazowanymi. ()
Schabowy z piersi w panierce z kus kus, ukochana surówka z kapuchy i kus kus na miękko. Dopre.
Piątek:
Znów sałatka:) Tym razem jajko z pomidorem, koperkiem z sosem jak dnia poprzedniego plus chleb.
Coś pysznego jak nie wiem co - makaron z posiekanym bananem i kiwi.
Maślanka rabarbarowo-truskawkowa (dokładnie taka jak na Śląsku:) i wafle ryżowe.
Potem, ekhm... coś tam ale mało i wyrzuciłam ponad połowe do smieci.
Sobota:
Wytęsknione kanapki z tuńczykiem i warzywami:D
Obiad popiłam sokiem pomarańczowym gdyż sobota był dniem niewiarygodnego pecha i wypadł mi jeden posiłek. Ale było spaghetti z groszkiem i mięsem plus pomidory i było to baaardzo dobre:)
Dzień zakończony jogurtem z płatkami owsianymi i suszonymi morelami (niegazowanymi).
Dzisiaj:
Wiejski syr z koperkiem i bułka co miała być grahamką a okazała sie kłamliwym subsytutem i to z rodzynkami!
Na drugie śniadanie był bananek i sok marchwiowy.
Na trzecie sniadanie była kasza manna z syropem malinowym (skradzionym od współlokatorstwa).
Potem, ekhm... ciastka czekoladowo-pomarańczowe które upiekłam dla Ali .
A miało być pyszne risotto:(.
No daję ciała, daję...
Ale umówiłyśmy się z Alą że rzucamy słodycze.
No to rzucam niniejszym.
Od dzisiaj.
Koniec ze słodyczami.
Resztę ciastek niosę jutro do pracy.
Takie zrobiłam:
Tyle że ładniejsze mi wyszły, a to zdjęcie stare jest :)
Głowa tradycyjnie mi pęka więc żegluję do łazienki i spać.
Komentarze
Prześlij komentarz