taoist tai chi

Drugi dzionek za mną.
Myślałam że się złamię w środku dnia, ponieważ oczekiwałam umyślnego z paczką, a ostatnia taka paczka zawierała słodycze;)
Na szczęście słodyczy tam nie było oprócz stosu budyni i kisielów i innych torebkowych rzeczy :)
Oczywiście na widok tych dóbr miałam ochotę skończyć dietę, ale usłyszałam "co za mięczak", co wyszło bynajmniej nie z mojej głowy.
Na tę okoliczność postanowiłam nie być mięczakiem, ruszyć dupsko do sklepu po zakupy na kolejne dni, i poszłam więc.

Chciałam napisać że nawet nie jestem głodna, ale zanim to zrobiłam to burek w brzuchu zawył z głodu.
A dobre rzeczy dziś jadłam.
Oprócz jabłek.
Które źle mi działają na przewód pokarmowy.

Miałam dziś nie bardzo suty obiad, złożony z naleśnika z mąki pp (troche surowy był w środku bo za krótko go trzymałam na patelni) i do tego było zawrotne 80g piersi kurczaczej (nie było indyka w Realu ) i trochę ponad 100g warzyw w składzie cukinia i papryka plus jeszcze 2 pieczarki.
Mięso udusiłam z warzywami, przyprawiłam i wyszła pycha. Tyle że malizną dawało.
Na śniadanko był chleb z nibypastą jajeczną i pomodorem. Wątpliwej jakości majonez tam dodałam, mam nadzieję że nie zejdę od diety ;)
2 kolejne posiłki można nazwac podwieczorkiem i kolacją. Nic specjalnego: 2 jabłka i jogurt, potem serek wiejski light plus 2 kromki z masłem, pomidorem i rzodkiewką.

Ponieważ porcje faktycznie wyznaczone byłyby dla mnie nieopisaną męczarnią, (a po co mam się za szybko zniechęcić?), to trochę zwiększyłam ilość niektórych składników.
W sumie chyba tylko serka zjadłam więcej
Łotevah jak zwykł mawiać mój ulubieniec Sebastian Love
Żeby przerwać te nudne okołodietowe wywody, filmik:




Ci co znają nie muszą oglądać

Wczoraj byłam na tai chi.
No cóż, spodziewałam się że będzie to choć troszkę mistyczne.
Wiecie, Azja wschodnia, tajemnice orientu (choć orient kojarzy mi się bardziej z Azją południowo-wschodnią), charyzmatyczny/a trener/ka, plumkająca w tle chińska muzyka, bambusowe maty, miska ryżu itp...
Zajęcia odbywają się w osiedlowym klubie który w zasadzie jest ok, mimo że jest kiczowaty i zaprojektowany w stylu wiejskich sal weselnych.
Prowadząca je starsza pani jest miła, ale do czasu;)
Członkowie Stowarzyszenia to głównie panie w dzierganych kamizelach, na me niewprawne oko, w kategorii senilis.

I mimo że brakło mi tam klimatu którego oczekiwałam, podobało mi się nawet.
Choć im dłużej o tym myślę to sama nie wiem.
Trochę mi średnio z tym że wyraźnie odstawałysmy z koleżanką wiekowo.
To Taoistyczne Tai Chi jest naprawdę delikatne i powolne. Wolałabym by było trochę bardziej dynamiczne.
Wydaje się stworzone dla ludzi raczej w podeszłym wieku. Może się mylę.
Może inne rodzaje tai chi też są takie.
Na pewno pójdę tam w następną środę, zobaczę co będzie dalej.
Ogromnym plusem jest cena zajęć, a w zasadzie wysokość składki członkowskiej w Stowarzyszeniu. To raptem 336 zł rocznie. Tanioszka. Dla porównania - tai chi chuan (inna odmiana) w jakimś centrum kosztuje 150 na miesiąc.
No ale jeśli ma mi to poprawić gibkość ciała i usprawnić ręce, których to gibkości i zwinności potrzebuję w tańcu brzucha to może jednak podejmę pozytywną decyzję.

Ach, gdybym miała pieniądze to bym poszła na American Tribal Style, ot co.


Komentarze

  1. Cieszę się że nie jesteś mięczakiem :D
    jako i ja nie jestem :D

    PS. filmik za drugim razem bardziej mi sie podobał bo już wiedziałam kto to Sebastian, mowie Ci, ze bez całej historii odcinkow w głowie inaczej się ogląda :P
    Ja widziałam wcześniej w TV kilka odcinków Housa i sobie myślałam "WTF czym Ci ludzie sie zachwycają?!"
    Aż w końcu sama obejrzałam całość :)
    To tak jak z Tobą i boskim Hankiem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)