go for it!

Uch uch.
Koniec maja już tak blisko.

A ja trochę się zawieszam co jakiś czas.
Teraz mam wrażenie że lekko ruszyłam, ale leciutko.

Dietowo jakoś leci.
Choć niedawno chciałam założyć jedne spodnie, potem drugie i trzecie i się okazało że wcześniej były na mnie dobre a teraz już nie są.
I miałam pretensje że przecież byłam MM.
Ale jak się zastanowiłam i przeanalizowałam to zdałam sobie sprawę że tylko udawałam. I co najgorsze- przed samą sobą.

Już przestałam liczyć od kiedy i co.
Po prostu staram się ale marnie mi trochę idzie, głównie przez to że musze chodzić do pracy, a dużo posiłków, w zasadzie wszystkie tłuszczowe, poza domem są dla mnie nie do przyjęcia. Mięcho na zimno, bleeeeeh! Sałatki, bleeeh!
Raz sobie zrobiłam sałatkę.
Tzn podarłam sałatę lodową, pokroiłam pomidora i ogórka, rzuciłam rzeżuchę, lekko przyprawiłam.
W pracy miałam dodać sobie tuńczyka z puszki i polać odrobiną oleju słonecznikowego.
Nie zdążyłam zjeść tego w 15 minut i potem dojadałam między telefonami od klientów.
Myślałam że zwymiotuję.
Sporo zostawiłam.
Taką sałatkę świeżutką to ja mogę zjeść w domu. A nie jakaś zleżała sałata z pomidorami i ogórami...

Tak więc jadam w pracy drugie śniadanie ewentualnie, potem jem dopiero obiad.
Za krótkie przerwy mam zresztą. I to o głupich porach, kiedy godziny posiłków mi w ogóle nie pasują:/

Ostatnio oszalałam jeśli chodzi o pieczenie chleba.
Wczoraj upiekłam chyba czwarty bochenek w ciągu dwóch tygodni :)
Na pierwszy ogień poszedł chleb z kiszoną kapustą.
Strasznie zatęskniłam za słonymi śniadaniami, za kanapkami z twarożkiem z koperkiem, rzodkiewkami, pomidorem, rzeżuchą, świeżym ogórkiem. Bóg mi świadkiem że nie dam rady przełknąć warzyw samych, bez niczego. A na kanapkach uwielbiam.
Przejadły mi się naleśniki i ciasto ze śliwkami które piekłam sobie do pracy. Szok!

Chleb wyszedł pyszny, choć mało chleb przypominał.

Potem nastawiłam sobie zakwas. W koooońcu.
Świetna sprawa, naprawdę polecam.
Choć niektórzy nie umieją się z nim obejść:P, nie należy się zrażać.

Dostałam fajny przepis na chlebek ukraiński i wypróbowałam go ze względu na obietnicę chrupiącej skórki, czego mi brakuje w wypiekach pełnoziarnistych.
I rzeczywiście jest chrupiąca :D
To mój pierwszy:
chleb

Tu drugi:


A trzeci wstawię jutro bo teraz już ciemno.
Jest jeszcze bardziej wyrośnięty :)

edit: i oto jest




Przepis, (w oryginalnej wersji, zaczerpnięty od dorki, tu trochę zmieniony):

CHLEB UKRAIŃSKI


Zaczyn:

200 g żytniego zakwasu

600 g wody

łyżeczka świeżych drożdży

10 g otrębów żytnich

50 g otrębów mieszanych (Pszenicznych, orkiszowych, owsianych etc)


Ciasto właściwe:

Zaczyn

550 g mąki razowej
1 łyżeczka soli (i jeszcze troszkę)


Wieczorem, w dużej misce wymieszać składniki zaczynu, przykryć ściereczką i zostawić na noc.

Rano wymieszać zaczyn z pozostałymi składnikami, wyrobić luźne ciasto.
Przełożyć do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia (ja piekę w keksówce) i odstawić do wyrośnięcia na jakiś czas, najlepiej na minimum godzinę w jakieś miłe, ciepłe miejsce, bez przeciągów.
Popryskać wodą ze spryskiwacza przed pieczeniem.

Piekarnik nagrzać do temp. 210 st C.

Wstawić chleb i piec 30 minut. Po tym czasie zmniejszyć temperaturę do
190 st C i piec jeszcze ok. 20 minut. Chlebek musi mieć dosyć brązową
skórkę, a popukany od spodu wydawać głuchy odgłos.

Przyznam że czas pieczenia u mnie jest dowolny;)
Zależy jak wyjdzie i jak uznam czy juz czy jeszcze nie.

A tu śniadanko, czyli kanapki z mojego chleba z twarożkiem na słono i na słodko:) w tle koktajl truskawkowy na maślance
sniadanie

I obiad czyli mięso z indyka podsmażone w przyprawach i do tego najlepsza pod słońcem surówka z młodej kapusty z ogórkiem, rzodkiewką i koperkiem.
obiad

Rodzice pożyczyli mi aparat do końca maja to i zdjęcia są;).

Dziś będąc w Biedronce, mnie brzydko naszło:/
Ale nie kupiłam chipsów, tylko biedronkowe M&Ms.
I teraz mi ciężko i źle po nich.
Więcej ich nie kupię.

Urodzinowe ciasto z nutellą zjedzone zostało w (nie)niedługi weekend.
Zaprosiłam Marttitę i jeszcze jedną koleżankę i znad talerzyka z ciastem, miseczki z prażonymi migdałami i winogronami i znad szklanki z wodą z cytryną, wspólnie pokontemplowałyśmy boskiego Szarukhana na ekranie (dobrze że nie Szakruka:P).

Teraz postanawiam, że koniec ze słodkim tłuszczowym.
Jak już to wolno mi będzie zjeść dżem do śniadania, albo jakieś węglowe słodkości śniadaniowe, które tak naprawdę sa mało słodkie bo daję mało fruktozy albo w ogóle.
Za 3 miesiące mam ślub i wesele i muszę przypominać ludzi. Sukienka już jest, jeszcze tylko muszę ją obejrzeć na żywo i ją przymierzyć, bo jeszcze nie doszła do rąk mych własnych, a szła z UK. Ponoc śliczna.


Postaram się fotografować posiłki, dla potomności :)
No to do dzieła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)