dzień 2.

Dziś nie było tak źle. (oczywiście mam na myśli 2. stycznia, bo widzę że nie zdążyłam przed północą;)
Nie rzucałam się na jedzenie mimo że miałam okazję, ale dziarsko zignorowałam półdrożdżowe małe rogaliki które tato niewiadomo skąd przywlókł do domu. No z wyjątkiem trzech sztuk...

Było tak:

11:30 musli z mlekiem
16:30 2 roladki z piersi kurczaczej z farszem kapuściano- grzybowym i ogórki kiszone (mały poślizg czasowy, 1.5 godzinny, z przyczyn ode mnie niezależnych)
nieco później 3 rogaliki

Niezbyt zachwycająco. To wciąż nie jest metoda Montignaca, ale powoli zbliżam się do niej. Za mało o jeden posiłek, za dużo o rogaliki.
Wypiłam za to sporo wody, herbatkę zieloną i niestety trochę jakiegoś soku pomarańczowego (btw nie kupujcie Costy, straszne badziewie).

I rano się zważyłam.
Z początku zapomniałam i zrobiłam to dopiero po śniadaniu, ale na czczo wynik nie byłby o wiele lepszy.
Moje BMI to 35.
Od ostatniego ważenia wzrosło o 5.
Czyli to jakieś 16 kg w niedługim czasie.
Niewesołe to bardzo. Ale wziąwszy pod uwagę że coś tam jednak zaczęłam z tym robić to mam nadzieję pozbyć się tego balastu.
Poza tym zwyczajowe ćwiczenia rano na kręgosłup, trochę biegania po schodach i po mieście. No i dreptanie po domu.

Zastanawiam się co zrobię z alkoholem.
Jak wrócę do miasta w którym studiuję, nie będzie tak łatwo odmawiać ;-).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

badum bum tsss

mieszek

Tak na szybko :)